skip to main |
skip to sidebar
Sumatra - wstęp
Zanim przejdę do podróży na Sumatrę kilka słów o tym jak można w Indonezji spędzić święta oraz Nowy Rok. Ja już, tradycyjnie, w Wigilię byłem w gronie kilku przyjaciół na Gili Trawangan – wysepce położonej na zachód od Lombok. Tam zjedliśmy tradycyjną kolację złożoną z ziemniaków, kurczaka, sałatki, wina ryżowego oraz lodów. Przy akompaniamencie zespołu, który grał typowe dla tego specyficznego okresu utwory w stylu „Knockin’ on heaven’s door” oraz „Sweet home Alabama” oddawaliśmy się świątecznemu klimatowi. Potem przyszedł czas na spacer wzdłuż plaży oraz – oczywiście - dyskotekę z pijanymi obywatelami z całego świata. Ponadto, w trakcie dwóch tygodni objechaliśmy Lombok, spotkaliśmy Robinsona Cruzoe, doświadczyłem pierwszego wypadku motocyklowego, następnie dalej podróżowaliśmy, miałem drugi wypadek, a Sylwestra spędziłem na Bali. Przekonałem się również, że podróżowanie auto/motostopem po Indonezji to bułka z masłem dla białego, z zabandażowanym dla większego efektu kolanem i ręką. W aptece pytałem również o czarną opaskę na oko jaką noszą piraci, ale nie mieli.***Sumatra, a przede wszystkim ludzie z Jambi – miasta na wschodzie Sumatry, okazali się być dla mnie bardzo gościnni. Od początku byłem tam prowadzony za rękę i traktowany jak jedynak. Gorzej było w innych kwestiach. Indonezyjczycy może są i dobrzy kiedy chodzi o przyrządzenie pieczonego kurczaka w słodkim keczapie dla dwóch osób wieczorem przy ruchliwej ulicy w towarzystwie żebraków, kotów i grajka, który z zagranicznych przebojów zna tylko jedną piosenkę Carlosa Santany, ale jeśli chodzi o sprawy organizacyjne to bywa z tym u nich raczej kiepsko.
Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z jedną z osób związaną z międzynarodowym seminarium, w którym miałem uczestniczyć powiedziano mi, że temat brzmi „Jak spowodować poprawienie zdolności mówienia i czytania w języku angielskim wśród uczniów szkół średnich”. Moje przemówienie miało trwać 5 godzin, a publiczność składać się głównie z nauczycieli języka angielskiego. Na trzy dni przed seminarium otrzymałem informację, a dokładniej zmusiłem Komitet do przekazania mi dokładnego planu, z którego okazało się, że mam przeznaczone 3 godziny (dobrze), ale zmienił mi się temat (niedobrze). W dniu seminarium znowu się trochę namieszało. Oczywiście w tamtym momencie miałem to już gdzieś, nie wiedziałem o co im chodzi, ale jestem już w Indonezji na tyle długo, że nie dziwi mnie, że coś nie idzie według planu, bo zwykle nie idzie. Spójrzmy na przykład na loty samolotów. Leciałem już w Indonezji samolotem sześć razy. Ile odleciało na czas? Jeden. Był to samolot z Padang do Dżakarty, który startował jako pierwszy tego dnia o godzinie szóstej rano! Inne, czy to o 8:30, 15:00 czy 19:00 – zawsze opóźnione przeciętnie o jedną godzinę.***Kiedy wszedłem do auli zaczęły grać fanfary, spikerka wypowiedziała nawet składnie moje imię i nazwisko i odbyło się krótkie przedstawienie taneczne.
Po kilku godzinach różnych przemówień oraz dwóch wykładach Indonezyjskich nauczycieli, które spędziłem głównie w pokoju hotelowym oraz na jedzeniu w restauracji przyszedł czas na mnie.
Zacząłem od podziękowań i kilku pytań do publiczności, z których okazało się, że jakieś 80% słuchaczy stanowili studenci. Druga sprawa, że w trakcie mojego wykładu koleżanka moderatorka poprosiła mnie, żebym mówił po indonezyjsku, bo wiele osób mnie nie rozumie. Odmówiłem. Nie wiem w takim razie czy moje słowa trafiły na podatny grunt i czy coś z nich urośnie. Na szczęście seminarium jest jak stolarz. Stolarz żyje, żyje, a potem umiera. Tak też jest z seminarium. Po półtorej godzinie powiedziano mi, żebym kończył, bo nie zostało nam dużo czasu. Nie ma problemu. Odpowiedziałem jeszcze na kilka rozsądnych pytań, obejrzałem przedstawienie i przez dwadzieścia minut pozowałem do zdjęć z hordami studentów. Byłem wytrwały i cierpliwy, odważnie i z pogodą ducha pokonywałem kolejne minuty życia. Byłem prawie jak Robinson Cruzoe...***Robinsona spotkaliśmy na małej wysepce zamieszkanej przez jedną rodzinę niedaleko Lombok. Popłynęliśmy tam, bo leżała zaledwie 100-200 metrów od Gili Nanggu, na której nocowaliśmy. Kiedy ujrzałem go po raz pierwszy siedział sam na plaży i grał na gitarze. Gitara była jego głównym dobytkiem poza paroma innymi rzeczami, które zdołał zmieścić w futerale. Meksykanin, od trzech lat w podróży. Na wyspę dostał się przypływając z Lombok siłą mięśni. Najpierw z Lombok na jedną wyspę. Potem znowu do wody aż do następnej, piechotką przy plaży, znowu do wody i po kilku kolejnych minutach był na wyspie, na której go spotkaliśmy. Kosztowało go to równowartość 1,5 zł, za który kupił kawałek styropianu, pogrzebania trochę w śmieciach, szczypty sprytu i odrobiny pracy w skonstruowaniu pływającej platformy, na której położył gitarę i którą ciągnął płynąc. Kiedy odpływaliśmy zarezerwowaną przez nas wcześniej łajbą zdziwił się:
- Nie zostaniecie na noc poimprezować?
- Musimy płynąć, bo łódka na nas czeka, a nie mamy tyle pieniędzy, żeby wynajmować kolejną.
- Byłoby dla was błogosławieństwem gdybyście nie mieli pieniędzy w Indonezji – powiedział po czym ruszył z gospodarzem wyspy do jego chatki.
cdn.
Krzysiek, podesłałem Ci maila jeszcze przed świętami, możesz coś odpisać :) Urządzę sobie tygodniową podróż autobusem itp. patent z tym bandażowaniem ręki/nogi wart rozważenia :)/G.
OdpowiedzUsuńJa właśnie przedwczoraj wróciłem z podobnego seminarium, z tym że mi kazali mówic o "Systemie edukacji w Polsce" i dali tylko 40 minut. Oba zresztą cieszą, bo grunt to forsa, czyż nie? Doświadczenia (traktowanie jak jedynaka, którym zresztą jestem, opóźnione samoloty, brak organizacji) dokładnie takie same. Może się kiedyś spotkamy na takim "międzynarodowym seminarium", ja chętnie jeszcze kilka razy w tym cyrku powystępuję biorąc pod uwagę zarobki.
OdpowiedzUsuńJaki mail?:)
OdpowiedzUsuńNie chce mi się pisać ponownie, mniej więcej wszystko już wiem. Mam jeszcze jedno pytanie. Merpati - Czy jest sens i w ogóle szansa aby jednego dnia odwiedzić Prambanan oraz Borobudur a popołudniem - wieczorem jeszcze zahaczyć o wulkan? Możesz coś doradzić. W sumie w przyszły czwartek wylatuje ... ?Gabriel
OdpowiedzUsuń